Wysłany: Nie 15:15, 19 Lut 2006
Temat postu:
Ja też opowiem coś wesołego, ale to nie kawał niestety, chociaż może bawić.
To o tym, jak policjant pomagał ukraść samochód.
Potrzebuję "odreagować" całe zdarzenie, więc podzielę się z wami historią o tym jak trzy dni włamali nam się do samochodu i byliby go ukradli, zresztą z ogromną pomocą mało podejrzliwego policjanta, gdyby nie blokada kierownicy, która w samą porę zadziałała.
Od lat mąż mój stawia samochód na parkingu obok ambasady litewskiej (kiedyś NRD). Jak powszechnie wiadomo, abmbasady chronione są całodobowo przez naszą policję. Wydawać by się mogło, że idealne miejsce na parking. W budce wartownika bywa na zmianę czterech policjantów, z którymi mój mąż się serdecznie zaznajomił. Lepiej znał trzech z nich, a tego czwartego tylko troszeczkę (nowy!). I to właśnie ten czwarty uwierzył złodziejowi, że jest on kierowcą mojego męża (dobrze by było mieć kierowcę) i musi przyprowadzić mu samochód pod restaurację w której rzekomo właściciel samochodu ostro baluje. Przeprosił, że się ośmiela prosić o pomoc, ale zapomniał kuczyków, a szef głowę mu urwie, jak mu tego samochodu na czas nie przyprowadzi. No i bardzo mało podejrzliwy policjant pomógł mu "otworzyć" samochód. Popsuli zamek, wyrwli stacyjkę i coś jeszcze, ale ponieważ nie znam się na samochodach, więc wam nie powrórzę, co jeszcze. W każdym razie "nasz osobisty kierowca" wsiadł do samochodu i odjechał. Na jakieś 50 metrów może. Blokada kierownicy spisała się na medal. Wtedy dopiero mało podejrzliwy policjant zaczął myśleć i ruszył w pogoń za "naszym osobistym kierowcą".
Pod latarnią jest najciemniej!
Byłoby zabawniej, gdybym opowiedziała jakiś "samochodowy" kawał, ale nie mam do tego głowy. Spaliłabym go, zanim cokolwiek dało się z nigo zrozumieć.