Wysłany: Nie 1:24, 26 Mar 2006
Temat postu: Rozstanie (śladem Jana Lechonia)
Drzewiej pisywałem pastisze. Jak każdy (chyba) szukający swoich Mistrzów - tak i ja chłonąłem wszystko jak gąbka, poszukując wzorców dla siebie. Z tamtych czasów zostało mi kilka wierszy nawiązujących tematyką i formą do twórczości Wielkich Poetów. Dziś bym już nie był w stanie napisać czegoś takiego jak poniżej. Ale - jako że przebywam w towarzystwie uczuciowych kobiet - dzielę się swym (choc stylizowanym na Lechonia) uczuciowym wierszem.
ROZSTANIE (śladem Jana Lechonia)
Opuściłaś tuż przed chwilą moje progi...
Stoję sam u okna, czuję jeszcze woń
Twoich włosów, dotyk dłoni tak mi drogich,
Co ogrzały swoim ciepłem moją dłoń
Zziębniętą i niepewną.
Dziś jak nigdy zapuściłem się w obłoki...
Zabłądziłem i nieprędko wrócę znów.
W swoich tęsknot nurcie pławiąc się głębokim
Szukam brodu, wyjścia z tej krainy snów.
Nie znajdę go na pewno...
Przypominam sobie ciebie - tą sprzed lat,
Gdy patrzyłem wzrokiem jeszczeniekochania,
Gdy w ogrodzie zapuszczonym wyrósł kwiat -
Zguba i przyczyna mego byletrwania,
Najczystszej mej miłości.
Odkrywałem dziś na nowo twoją twarz,
Żeby w magię jej powoli móc się stoczyć...
Elementarz przerabiany pierwszy raz
Uczył czytać zamazane nasze oczy
Piszące o szczerości.
Dziś wzbraniałem się dotyku twoich ust,
Nie pamiętałem, że marzyłem o tej chwili,
Gdy będę spijał z twoich ust tych róż,
Które nam dzieci do stolika przynosiły
Z nadzieją i uśmiechem.
Szczęśliwy byłem, że pomogłaś moim snom.
Mogłem cię dotknąć i przeniknąć wspólny lęk.
Z tych wszystkich blizn zaczerwienionych wybierz tą,
Której na sercu nie zagoił dawny jęk
Trwający swoim echem...
Odjechałaś z tym rumieńcem na policzku,
Który warto było kochać mimo łez...
Pozostała mi pustynia... Nie ma nic tu
Co by kochać można było! Smutek jest
Na rozpalonej twarzy.
I strach wielki mnie ogarnia, że ta chwila
Nie powtórzyć ma się nigdy więcej już...
Coraz bliżej jest ten dzień i ta godzina,
W której szczytu bohaterstwa sięgnie tchórz
Co kochać się odważył...
Bożków, 1.04.1995