Wysłany: Śro 23:46, 26 Kwi 2006
Temat postu:
Za kila dni będe wspominała swoją 41 rocznicę ślubu.
Ale zacznę od początku:
Mieszkałam w Warszwie i po maturze zdałam egzamin na polonistykę w Uniwersytecie Warszawskim, lecz z powodu braku miejsc nie zostałam przyjęta. Akurat wtedy dwie grupy społeczne młodzieży zostały uprzywilejowane dość pokaźną ilością punktow. Sądzę, że inaczej wynik mój by się klasyfikowal, gdybym się zdecydowała na rusycystykę, tak jak najpierw chciałam, ale polonista licealny
zagrał na stunie patritycznej. I stało sie tak, jak stało.
Zaczęłam więc pracować w Bibliotece Publicznej.
Po niecałych dwóch latach, w wyniku splotu różnych okoliczności, zdecydowałam się na inną drogę życiową - wybrałam dwuletnią Szkołę Pielęgniarską w Gdańsku
Moja szkoła była tam,
gdzie fale słonej wody
dotykają piaszczystego brzegu.
gdzie ciepło i chłody nastrajają ludzi
pamietasz ten łoskot, co rano nas budził?
Jeździł pod oknem tramwaj.
jak to tramwaj,
miał kól wiele,
tam była moja Szkoła
i Nauczyciele.
Często oglądam stare zdjęcia
i sprzed lat wycinki.
mam jeszcze dwa zeszyty.
Przenosiłam Cię z Dębinki
na koniec Wrzeszcza,
gdzie jest zatoka...
a dziś, na samo wspomnienie,
łza spływa mi z oka.
Wśród sal i łóżek chorych
bywalo smutno czasami,
lecz do smutnych chwil
rzadko wracam myślami,
boś była dla mnie nie z przypadku,
ale z uwielbienia
i po wielu latach niewidzenia
dziękuję, że mnie nauczyłaś
być wśród ludzi i żyć zawsze dla nich.
dlatego proszę,
przyjmij choć tyle
ode mnie w dani.
Juz przed dyplomem wiedziałam, że muszę sobie znaleźś pracę z miejscem do spania. Nie miałam możliwości znalezienia kąta w Warszawie, bo Mama właśnie miałal chęć wyjśc za mąż a mieszkała w maleńkim służbowym mieszkanku razem z swoją Mamą. Totez w gazecie pt. "Służba Zdrowia" wyszukłam Kowary koło Jeleniej Góry. Kraina była mi znana, albowiem przez dwa i pół roku krótko po wojnie mieszkałam w Bierutowicach a Mama pracowła w Karpaczu - w Orlinku. Były to domy dziecka RTPD. Nieco pożniej, bo w międzyczasie była Warszawa, ale o niej wspominałam w kontekscie "zycia z Koreanczykam", przez przeszło trzy lata mieszkałyśmy w Legnicy.W Kowarach pracowłam w sanatorium "Wysoka Łąka" i zamodzielnie mieszkałam w pokoiku.
Tam poznałam miłego Pana Czesia.
Wtedy jeszcze młodą byłam,
gdy Cię w sierpniu zobaczyłam
na „Wysokiej Łące”.
Wokól sarny i zające
i w tym świecie bardzo pięknym
nie mógł być nikt obojętnym.
Dziś minęło lat czterdzieści,
kawał życia, co nie zmieścisz
w jednej skrzyni, ani w księdze…
Ile jeszcze „leci” będzie?
30.IV.2005
A że z pacjentami nie wypadało się spotykać dlaatego po jego wyjeździe spotykalismy się w połowie drogi i po roku pobralismy się. Wiadomość wszystkich na "Wysokiej" zaskoczyła. Ale jeszcze bardziej zaskakujący był dalszy splot okolicznści Ślub odbył się w Kowarach, przyjęcie zaś w mieszkaniu Mamy przyjaciółki we Wrocławiu i w związku z tym cały "orszak" musiał się przemieścić autobusem PKS. Gości nie było wiele. Ze strony Pana Młodego siostra z mężem, a Panny Młodej Mama z męzem Mamy brat az z wybrzeża gdanskiego z rodziną i moje trzy najbliższe koleżanki: Hania ze szkoły postawowej, Basia z liceum i Anielka z pracy. Kilkoro osób dołączyło juz we Wrocławiu I nic by nie było w tym specjalnego, bo o weselu nikt wtedy nie mysłał, ani nie miał za co organizować, ale następnego dnia wyjezdżalismy w podróz poslubną aż na dwa tygodnie do Zakopanego. do domu dla Parcowników Służby Zdrowia
Nie powiem abym się zdrowtnie czuła dobrze. Na dwa dni przed 30.IV kasłałam i cierpiałam z powodu bólu w stawach. Gdzie mi tam było szukać przyczyny niedomogi. Chcialam być przecież zdrowa. No i rano - 1 maja, o 9:00 wyruszlismy w podróż. Coż z tego, skoro na drugi dzien po przyjezdzie czułam się okropnie,a po śniadaniu nie miałam siły iśc na spacer. W południe byłam już zółta. Tego samego dnia zrobiono mi na "cito" badanie krwi i pani kierowniczka laboratorium Ośrodka Zdrowia, magister zresztą , powiedziła: kogo miała Pani zarazić, już o zaraziła, a teraz radzę szybko wracać skąd przyjechaliście, bo u nas jest koszmarny szpital zakażny.
No i przed nocą zaczął się powrót. Rano dotarlismy do Wrocławia, tam prosto do szpitala, gdzie mnie odziano w odpowiednie szaty, a po tygodniu przeniesiono do Szczodrego poza miasto. Pamiętałam, że właśnie tam mieściło się odosobnienie w trakcie epidemii ospy prawdziwej, a po dwóch nocach dowiedziałam się, że leżę na łożku, na kórym umarł lekarz..
Zdrowiałam szybko.. Raz odwiedził mnie Pan Mąź, który dzielnie sam mieszkał na Wysokiej Łące i nawet znalazł sobie pracę. Ale bardzo daleko, bo aż w Miłkowie. Fabryka dywanów była wtedy bardzo mała i w starym obiekcie.
Po szpitalu od razu znałazłam się w sanatorium w Długopolu.. - czyli od ślubu, przez dwa miesiące, mój mąż był słomianym wdowcem pod opieka koleżanki po fachu -Anielki. Ale dobrą była koleżanką.
W lipcu jednak przyjechała Teściowa z córką i żięciem błagając nas abyśmy się przeprowadzili, zważywszy na to, że została rozpoczęta budowa domu - bliźniaka z myślą o nas. No i stało się. Mąż juz w sierpniu wrócił do rodziny, a ja zjechałam do Sosnowca 15.IX1965 r.
Czy mozna było sobie lepszy scenariusz wydumać.
To rzeczywiściejest jest z zycia wzięte