Wysłany: Śro 20:35, 07 Cze 2006
Temat postu:
Jeszcze jeden epizod z mojej biografii.
Człowiek o którym często myślę.
Coraz częściej
bo chyba zaczynam go rozumieć.
Cała historia ma swój poczatek oczywiście w Brukseli.
Prawie wszytko to co jest naprawdę istotne w moim zyciu ma jakiś związek z Belgią.
Ale do rzeczy
Mój stypendialny pobyt w stolicy zjednoczonej Europy miał się już ku koncowi. Do wyjazdu zostały mi może dwa tygodnie. Zajęcia na uczelni już się skończyły mężczyzna dla którego do Belgii przyjechałam dawno już nie był moim mężczyzną, interesujących znajomości nie udało mi się nawiązać- słowem -nudziłam się jak mops.
Wsiadałam zatem do pociągu i jechałam do Andwerpii (przepiękne miasto portowe) albo do sennego nadmorskiego Ostende (doskonałe i bardzo tanie owoce morza) lub błakałam się całymi dniami po Brukseli.
Podczas którejś z takich wycieczek zabładziłam w dziwną uliczkę.
Wyobraźcie sobie
z jednej strony wysoki na jakieś 10 metrów betonowy mur na nim tory kolejowe. Z drugiej strony typowa brukseklska zabudowa- na parterze jakieś dziwne sklepy. Wielkie okna wystawowe a w każdym z nich krzesło lub dwa. Nic więcej.
Na poczatku myslałam że to jakieś sklepy meblowe- ale coś mi niepasowało.
Idę tym dziwnym pasażem i łamię sobie głowę
mijają mnie sami mężczyźni i patrzą na mnie w zastanawiający sposób.
Przez długi długi czas nie ma żadnej uliczki w którą mogłabym skrecić
z jednej strony kolejowy nasypo-mur a z drugiej ciągła zabudowa.
Moge albo iść do przodu albo się cofnąć.
I te dziwne witryny.
Godzina była dosyć wczesna zatem sporo czasu zajeło mi zorientowanie się gdzie trafiłam.
Oświeciło mnie gdy zobaczyłam co na owych wystwowych oknach naprawdę jest prezentowane.
Nie meble.
Kobiety.
Roznegliżowane.
Trafiłam do dzielnicy czerwonych latarni.
No nic- idę przed siebie i śmieję się pod nosem.
Ulicą powoli suną samochody.
Nagle jeden z nich zatrzymuje się tuż obok mnie- oczywiście wszyscy pasażerowie to mężczyźni- jeden z nich wychyla się przez okno i krzyczy do mnie- po polsku (!)
- Ej lala coś ty taka ubrana...
Spogladam na rejestrację samochodu- oczywiście polska
to się we mnie krew zagotowała
Rzuciłam staropolszczyzną wiązaną niezbyt cenzuralną
samochód ruszył z piskiem opon.
Ale nie
ujechał może kilkanaście metrów zatrzymuje się i wysiada z niego jakiś facet.
Na oko lat 30 ubrany wręcz młodzieżowo (jak się póxniej okazało lat miał 42)
podchodzi do mnie przedstawia się przeprasza serdecznie za zachowanie kolegi- nico "napitego" od rana. Proponuje rodaczce podwiezienie w dowolny punkt miasta w ramach rekompensaty za szkody moralne.
Nie rodaczka głupia nie jest
dziękuje serdecznie sama sobie poradzi
No to niech rodaczka przyjmnie zaproszenie na raut organizowany przez firmę XYZ który odbedzie się dzisiaj w hotelu XYZ
nic zobowiązującego
po prostu lampka dobrego wina i zabicie kilku godzin.
Ponieważ jak mówiłam nudziłam się setnie i planów na wieczór nie miałam postanowiłam przyjąć to zaproszenie.
Ale wcześniej sprawdziłam dokładnie w internecie tak ową firmę XYZ jak i pana który mnie zaprosił.
Ku memu zdumieniu okazało się że rzeczona firma to światowy potentat a ów pan to jeden z jej filarów- nie właściciel ani akcjonariusz ale autor jej sukcesów na całą Europę wschodnią.
Wieczorem zatem włożyłam najlepszą kieckę i obiecałam sobie dobrze się bawić.
Raut był oczywiście niezwykle luksusowy moja najbardziej wieczorowa suknia wyglądała jak z babcinej szafy przy kreacjach pań na nim obecnych
myślę też że gdyby zebrać cała biżuterię którą miały na sobie można by za nią kupić centrum Warszawy.
Już miałam sobie iść gdy podszedł do mnie ów pan który mnie zaprosił.
Skandal
nie miał na sobie garnituru tylko golf
pierwszą rzecza którą do mnie powiedział było-
choć gdzieś stąd, straszliwie chce mi się palić a tu nie wolno.
Poszliśmy
pogadaliśmy chwilę
kim jestesmy co tu robimy
wymieniliśmy się numerami telefonów bo pan sugerował że może znajdzie dla mnie jakąś pracę w Polsce
pytał gdzie mieszkam
okazało się że on żyje w podrózach pomiedzy Warszawą moim miastem a resztą Europy
tyle.
I cisza.
Wróciłam do Polski i normalego życia
i brukselski raut wyleciał mi z głowy.
Minął miesiąc może dwa
telefon jakiś nieznany mi numer
w słuchawce męski głos, kojarzę nazwisko
Pan poznany w Belgii mówi mi że właśnie jest w moim mieście i pyta się czy nie mam ochoty na kawę.
Owszem mam.
Zatem umówilismy się w jakiejś sympatycznej knajpce.
I tak zaczeło się szaleństwo.
Nie wiem jak to opisać
Zobaczyłam go
zalała mnie fala gorąca i ugieły się pode mną nogi
patrzę na niego
widzę działa.
Kawy nie wypilismy.
Dość powiedzieć że po dwóch tygodniach naszej bardzo intensywnej znajomości pan ten złożył pozew o rozwód- bo jak się dowiedziałam był zonaty.
Psychologia nazywa ten rodzaj miłości manią
to amok absolutne szaleństwo i kołowrót pasji róznego rodzaju.
Na początku- bo mieszkałam jeszcze z mamą
Boże jak ja kłamałam kręciłam aby się z nim spotykać
potem machnełam na to ręką i po prostu się do niego wyprowadziłam.
Mieszkałam w trzech miastach jednocześnie
byle z nim byle blisko niego
Zaczeły się wycieczki
Budapeszt Praga Sofia Wilno Kijów Moskwa Paryż
drogie holetel wystawne kolacje
wszytko na koszt firmy.
A nawet jeśli nie- pieniądze nie stanowiły żadnego problemu.
Wbrew pozorom pan ten nie pasował do stereotypu zabieganego biznesmena.
Nigdy
nigdy nie widziałam go w garniturze.
Sypiał do pózna kiedy byliśmy w Polsce pracę swoją załatwiła głownie przez telefon i internet do siedziby firmy wpadając tylko raz na kilka dni- i to zazwyczaj w wieczornych godzinach.
Większa część interesów kręciła się sama
czasami potrzebowała tylko zostać dopilnowana.
Kwoty które miał w rękach ten mężczyna same na siebie zarabiją i nie wymagają zbytnio dużo wysiłku.
To ja o mało co nie zawaliłam studiów
brakowało mi dla niego czasu
szkoda było każdej seksundy bez niego
o ile wspanialej było zostać rano w łóżku niż wysiadywać krzesła na zajęciach....
O ile ciekawiej było wyjechać na kilka dni do Aten niż uczyć się do egzaminu...
Mania ma jednak więcej złych stron
uczucia są niezwykle gwałtowne.
Tak te piękne i twórcze jak i ten destrukcyjne i złe
Nasze kłótnie budziły sąsiadów mimo tego że mieszaknia były dokładnie wytłumione
w złości wymyślalismy na siebie najbardziej zmyślne inwektywy rzucaliśmy przedmiotami kilkakrotnie nawet doszło do czegoś co można byłoby nazwać rękoczynami
proklamacje pokoju i wieczystej miłości były róznie ogniste choć angażowały pasję zupełnie innego rodzaju.
Bałam się jednak że to uczucie kiedyś skończy się w kryminale
bo albo ja zabiję jego albo on mnie.
Były też inne problemy.
Obiekt moich dzikich uczuć był alkoholikiem
pił dużo i ciężko
Potrafił podczas zakupów w hipermakecie podejść do półki z alkoholami wziąć butelkę Jaśka wypić jedną trzecią a dopiero później włożyć do wózka.
Miał też i inne problemy
zadziwiająco podobne do moich własnych.
Niestety ludzie którzy nieprawidłowo funkcjonują
których problemy są jednokładne nie są w stanie stworzyć udanego związku.
Nie da się uciec od siebie na plecach partnera.
Gwłatowność uczuć i emocji wyczerpuje
fizycznie ale przede wszytkim psychicznie.
Pasja nie leczy tylko powiększa problemy.
Po sześciu miesiącach totalnego szaleństwa rozstaliśmy się.
W tej chwili pan ten to jeden z moich najlepszych i najbliższych przyjaciół.
Namiętności się wyciszyły
zamiast pasji przyszło zrozumienie i współczucie.
Teraz wiem na jak zrozpaczonego człowieka trafiłam.
Na jak niesłychanie samotnego.
Zadziwiające
trzeba było dystansu pięciu lat
abyśmy w końcu nauczyli się ze sobą rozmawiać.