Wysłany: Pon 19:50, 17 Kwi 2006
Temat postu: moja mała proza
Obudziła się wczesnym rankiem. Wydawało się, ze drobne promienie wstającego słońca, przedzierając się przez trochę już pożółkłą, koronkowa firankę, wdarły się do jej pokoju specjalnie po to, by oświetlać jej drobną, subtelną twarz, by rozproszyć się między jej złocistymi włosami, wtargnąć do jej lekko rozchylonych ust. Otworzyła oczy, lecz zaraz szybko je zmrużyła. Spod lekko przymkniętych powiek obserwowała dalej, jak słońce drobnymi muśnięciami świetlistego pędzla miękko muska jej ciemną, dębową biblioteczkę, starodawne biurko, rzeźbioną szafę, jak bezszelestnie przegania nocne cienie ze ścian. Spływa na podłogę. Zaczyna swój cudowny taniec! Tańczy, tańczy! Wiruje po puszystym dywanie, mieniąc się przy tym tysiącami barw, przybierając setki kształtów! Bawi się jej zdziwieniem, chełpi oczarowaniem. Zaprasza, ciągnie za sobą…chodź, przyjdź… Ona idzie cicho, z zażenowaniem i patrzy…A za oknem rosło drzewo. To była niska, powykrzywiana przez czas jabłoń. Promienie światła odbijały się blaskiem w jej drobniutkich liściach, sprawiając wrażenie, jak gdyby ich źródło zamieszkało wśród gałęzi i wstydliwie, choć dumnie rozświetlało koronę od wewnątrz. Soczysta zieleń kontrastowała z biało-różowymi kwiatami. Wiosna, tylko ona potrafi tak budzić, by z każdym spojrzeniem na otaczającą przyrodę, unosiła cię ona ku górze, ku niebu. Marzenia…podrywasz się i łapiesz jedną z wielu kłębiących się chmur, chwytasz trochę tego zaczarowanego puchu, otaczasz się białą pierzyną. A potem stoisz przed perłową bramą do wiecznego raju i sam nie wiesz czy tu jesteś naprawdę czy to wiosna budzi także w tobie niespożyte tęsknoty i potrzeby. Dotykasz kryształowych okuć, które pod twoja dłonią zaczynają wypuszczać zielone pąki i w zniewalająco szybkim tempie rosnąć, kwitnąć, aż osiągną takie rozmiary, by w swym kielichu znieść cię z powrotem na ziemię. I nagle orientujesz się, że stoisz w oknie z szeroko otwartymi oczami, wpatrzony w jeden punkt na niebie, a wiatr czule gładzi cię po włosach. I szumi ci do ucha o jeszcze nieprzebytych drogach, nieodkrytych krainach i nieodwiedzonych miastach…chodź, przyjdź…a ona idzie pewniej, odważniej. Roztrzepuje złote włosy i pozwala igrać w nich wietrzykowi. Gęste fale unoszą się niespodziewanie pod wpływem ciepłego podmuchu i równie szybko opadają na twarz dziewczyny. Obok zaś firanka jeszcze chwile trzepocze delikatnie, by jednak w końcu ucichnąć i uspokoić się, niemo opaść. A ona stała jeszcze chwile nieruchomo. Powoli ogarnęła wzrokiem zakurzoną biblioteczkę, szafę, dywan. Przez moment wpatrywała się w kremową zasłonkę trochę ze zdziwieniem, trochę ze smutkiem. Zamknęła okno.