Wysłany: Nie 22:30, 12 Lut 2006
Temat postu:
Zaitrygował mnie ten temat:
"Psychologia - nasze relacje z innymi osobami".
Niewiele miałam chwil w życiu, kiedy relacje z innymi osobami były niejasne, ryzykowne lub... takie jakie chcę dzisiaj opisać. Zwykle układało mi się z innymi osobami wystarczająco dobrze.
Juz od jakiegos czasu zastanawiam sie, czy nie napisac o tym, co ostatnio zajmuje moje mysli.
Teraz zdecydowalam się, wiec stad ten dziwny post.
Zapewne nie zawracalabym Wam glowy tym tematem, gdyby nie wydarzenie z naszej wsi, ktore zatrzeslo nasza mala spolecznoscia i sprawilo, ze nic nie jest takie jak przed kilkoma tygodniami.
W wielu wiadomosciach telewizyjnych slyszalam, ze ludzie popelniaja morderstwa, ale zawsze to bylo barrrrrrrdzo daleko i nie dotyczylo w zaden sposob mnie, nawet w najmniejszy.
Az tu nagle, w malej wiosce na koncu swiata, dwuch mlodych ludzi zabilo w drugi dzien Swiat (2005) swojego, powiedzmy - znajomego. (mojego sasiada) Mozliwe, ze slyszalas o calej sprawie, bo nawet detektyw Rutkowski byl w to wmieszany. Syn naszego sasiada -(lat 19, -do tej pory nie karany, nie sprawiajacy zadnych klopotow, zwyczajny wyrosly nastolatek ) , syn najsolidnejszego we wsi chlopa, przewodniczacego Rady Gminy, wplatal sie w okrutny mord.. Cala wies podzielila sie na dwa wrogie obozy. Jedni sa za rodzina chlopaka, dodam uczciwa i lubiana (i bogata, ale poprzez wlasna prace!) inni bojkotuja wszystko, co z nimi jest zwiazane.
Pan Slawomir - nasz sasiad, zalamal sie kompletnie, jego zycie leglo w gruzach. Jesli znajda cialo zamordowanego, jego syn pojdzie siedziec na 25 lat. Koszmar. Jak dalej zyc w tak malej spolecznosci, gdzie po sasiedzku mieszka rodzina zamordowanego, jego zona, dzieci i matka.
A jednak - oboje z mezem wzielismy strone pana Slawomira. I zaprosilismy go na kawe, a raczej piwo.
Przyszedl zdruzgotany, przesiedzial i przegadal u nas kilka godzin. Okazalo sie, ze jestesmy pierwsza rodzina, ktora sie do niego odezwala. Nie moglismy inaczej - on sprawil, ze mamy wodociagi, on zorganizowal naprawe drogi, dzieki niemu mamy swiatlo na naszej wiejskiej drodze przez cala noc, on przyspieszyl zakladanie linii telefonicznej i zbudowanie pieknej sali gimnastycznej w pobliskiej szkole, ze nie wspomne o nowoczesnej oczyszczalni sciekow, pierwszej w okolicy. A poza tym, jego starsi trzej synowie sa uczciwymi obywatelami naszej gminy i ciesza sie powszechnym powazaniem.
No i zaczelo sie, teraz polowa wsi mi sie nie klania, niektorzy sycza, kiedy kolo nich przechodze.
Ja nigdy wczesniej nie rozmawialam z nikim z rodziny tego zamordowanego. Byl zlodziejem, z wieloletnim wyrokiem, bil kazdego, kto mu sie przeciwstawil, na dyskotekach byl postrachem nawet ochroniarzy. Ostatnie kilka lat spedzil w Anglii, bo uciekl przed odsiadka w wiezieniu. Po powrocie zdazyl tylko pobyc kilka dni i zostal zamordowany. Zreszta przez draba podobnego do niego, ktorego wczesniej sam niemal zlinczowal (kilka lat temu kazal mu kopac grob w lesie, przystawiajac pistolet do skroni, i bylby go zabil, gdyby nie straz lesna). Syn naszego sasiada napatoczyl sie przypadkowo w te feralna noc, nawet sie z nimi nie kolegowal, byl poprostu w nieodpowiednim miejscu w nieodpowiednim czasie (na wiejskiej dyskotece). Za to zaplaci wolnoscia. Szkoda chlopaka. I szkoda jego rodziny. A teraz bedzie szkoda mnie, jesli ci ludzie nie dadza mi spokoju i nie zrozumieja, ze to przeciez nie ojciec jest wszystkiemu winien; a ja daje wsparcie nie jego synowi, tylko jemu samemu.
Mam nadzieje, ze nie pokrecilam, ze nie jestem zbyt haotyczna, bo jestem wciaz pod wrazeniem, tego co sie stalo. Dla mediow ta sprawa sie skonczyla, ale my - sasiedzi musimy sie do niej jakos odniesc. Ja odnosze sie bardzo emocjonalnie.
Cala ta sprawa dala mi wiele do myslenia. Nigdy nie wiemy, kiedy ktos inny zadecyduje o naszym zyciu, kiedy jego postepki wplyna na nasz los.
Wcale nie jestesmy kowalami wlasnego losu, albo moze tylko w minimalnym stopniu.