Wysłany: Pią 14:39, 10 Mar 2006
Temat postu:
Ostatnio nie daję sobie rady ze wspomnieniami. Wciąż doprowadzają mnie do płaczu, do płaczu z żałości za minionym czasem.
Dzisiaj rano, pijąc swoją kawę przy kuchennym stoliku, zerknęłam w okna domu na przeciwko. Właściwie to ten sam dom co mój - ten sam numer (Aleja Szucha), bo jak wcześniej wspominałam - mieszkam w oficynie jednej ze starowarszawskich kamienic. W to okno na przeciwko zerkam od lat, może dlatego, że inaczej się nie da, bo podwórze do największych nie należy. Wzrok sam tam podąża.
Od lat okno zasłonięte jest gęstymi firankami. Ale nie zawsze tak bywało. Dwadzieścia lat temu mieściła się tam redakcja miesięcznika "Kraj Rad". Ciekawa jestem, kto jeszcze pamięta tę "zaprzyjaźnioną" gazetę.
Każdego ranka, kiedy w szleńczym pośpiechu szykowałam się do pracy, kiedy chciało mi się jeszcze używać lokówki, nakładać staranny makijaż i prasować każdy załamek spódnicy, zerkałam od czasu do czasu w okno na przeciwko. Jeśli zapalało się tam światło, znaczyło to, że za piętnaście minut muszę wybiec z domu, aby zdążyć do biura. W oknie, bez firanek wtedy, pojawiała się młoda dziewczyna i z taką samą starannością jak ja, poprawiała makijaż, układała włosy i sprawdzała fałdy na spódnicy.
Jeszcze przed wyjściem z domu, miałam okazję zobaczyć, dla kogo to robiła. Był młodym przystojnym jegomościem i prawdopodobnie był jej szefem. Przychodził później od niej, czasami z kwiatkiem, czasami z ciastkami. Wyraźnie mieli się ku sobie.
Zdarzało się, że z jakiś powodów ( najczęściej choroba dzieci) zostawałam w domu na cały dzień. Mogłam wtedy do woli podglądać moich ulubieńców. Lubiłam to pasjami, nie opowiadałam nikomu o mojej parze, i nie przeszkadzałam im nigdy, zresztą nie byłoby jak.
W 1989 roku wyjechaliśmy całą rodziną do Finlandii. Kiedy po kilku latach wróciliśmy do domu, na podwórzu naszej kamienicy zaszły zmiany jak w całej Polsce. Nie było już ambasady NRD na przeciwko i nie było już Związku Radzieckiego, w więc zniknęła też redakcja "Kraju Rad". Opuszczone przez nich mieszkanie zajęli obcy ludzie, którzy zasłonili się gęstymi firankami. A ja ruszyłam w kapitalistyczną gonitwę za pieniądzem i sukcesem. Nawet nie miałam czasu pomyśleć, co u moich ulubieńców. Tak trwało dobrych parę lat. Teraz, kiedy już zwolniłam, a na głowie pojawiło się całe morze siwych włosów, kiedy nie chce mi się już używać lokówki i prasować każdej fałdki na spódniczce, zerkam w to okno na przeciwko w nadzieji, że pojawi się w nim ta dziewczyna, czekająca na tego chłopaka.
Nie daję sobie rady ze wspomnieniami, znowu łza mi się zakręciła w oku.